Film, który uwiódł publiczność Cannes, trafił w gusta także polskiej widowni. „Dzikie historie” Damiana Szifrona to perfekcyjna kombinacja pozornie niemożliwych sytuacji, które bawią, szokując, a szokując, bawią. Argentyński scenarzysta i reżyser długo kazał czekać na swój powrót – od premiery „Tiempo de valientes” minęło dokładnie 9 lat. W ramach rekompensaty oferuje nie jedną, a sześć historii. Istotnie, dzikich historii.
Pasażerowie, którzy podstępem zostają ściągnięci na pokład samolotu. Pracownica baru, która przypadkiem spotyka mężczyznę, odpowiedzialnego za jej rodzinną tragedię. Podróżujący samotnie biznesmen, który niepotrzebnie daje się sprowokować. Inżynier, specjalista od bomb, który występuje przeciwko firmie holowniczej, oszukującej klientów. Bogacz, który aby ratować syna ulega korupcji. I wreszcie młoda para, która przeżywa najpiękniejszy i najmroczniejszy wieczór swojego życia. Wszyscy oni zostają wystawieni na emocjonalną próbę wytrzymałości. Od nich samych zależy, czy wyjdą z niej obronną ręką oraz za jaką cenę. Bo zawsze ktoś musi być winny.
Formuła Szifrona na ten film to kompozycja najlepszych nazwisk argentyńskich aktorów – Ricardo Darín („Sekret jej oczu”, „Taniec Wiktorii”, „Biały słoń”), Leonardo Sbaraglia („Spalona forsa”, „Dziennik nimfomanki”), Érika Rivas („Tetro”), Julieta Zylberberg („Niewidzialne oko”) czy Rita Cortese („Spadek”) -, sumiennie dopracowanego scenariusza z dobrze poprowadzoną narracją, zadbanego montażu, dzięki któremu historie nie są zlepkiem wyrwanych kartek, lecz tworzą spójną całość. Szifron ma odwagę zakłócić spokojne życie swoich bohaterów i stawia ich na straconej pozycji, obligując tym samym do działania. Najpierw bawi się nimi niczym marionetkami, igra z ich uczuciami i zasadami, aby w końcu osądzić. Film można odebrać także jako wyzwanie postawione przed widzem. Argentyńczyk kwestionuje nasze zaangażowanie w związek, zdolność do opanowania albo przeciwstawienia się systemowi czy etykę. Bo choć przedstawione historie wydają się mocno przesadzone, nie łatwo odpędzić się od myśli, że mogłyby przydarzyć się naprawdę nawet nam.
Robert Aronowski
Przezabawna i wcale niegłupia komedia. Polecam!