Gorzkie-słodkie przeżycia ukazuje najnowszy film Diego Lermana pt. „Pod ochroną”, traktujący, po raz kolejny w latynoskim kinie, problem przemocy w rodzinie. Argentyński reżyser i scenarzysta zabiera nas w podróż po ulicach Buenos Aires, którą rozpoczyna tragiczne wydarzenie rozegrane za drzwiami domu.
Matías (Sebastián Molinaro) ma osiem lat. Poznajemy go bawiącego się w szkole, z której tego dnia wyjątkowo nie ma go kto odebrać. Opiekunka zobowiązuje się odwieźć chłopca do jego domu. Nie mają problemu z dostaniem się do środka, bo drzwi wejściowe są uchylone, a na podłodze, tuż obok rozbitego lustra, leży matka Matíasa (Julieta Díaz), przerażona i oszołomiona. Kobieta zostaje odwieziona karetką do szpitala. Jej ciąży (zdaniem męża pozamałżeńskiej) nic nie zagraża, nie ma żadnych złamań, a jedynie powierzchowne rany, które zostają opatrzone i sfotografowane do ewidencji. Po opuszczeniu szpitala trafiają do schroniska, gdzie Laura składa zeznania. Stamtąd, prowadzeni przez adwokatka, kierują się do sądu w celu wniesienia o zakaz zbliżania się do mieszkania dla Fabiana. Przerażona myślą, że może się narazić mężowi Laura, ściskając syna za rękę, wybiega z gmachu. Tak rozpoczyna się tułaczka po ulicach, tanich pokojach do wynajęcia, w poszukiwaniu kryjówki.
Obraz świata widziany oczami dziecka to coraz częściej wybierany sposób narracji w kinematografii argentyńskiej – na myśl przychodzi chociażby „Jak mam na imię” Sebastiana Avila. Diego Lerman posłużył się ciałem i umysłem ośmiolatka, który obserwuje, czuje i myśli. Pierwotnym zamiarem było opowiedzenie historii z punktu widzenia dziecka o połowę młodszego. Idea została jednak porzucona na etapie prób z czterolatkiem, a scenariusz napisany na nowo. Wybór Sebastiana także nie był przypadkowy. Chłopca wypatrzono spośród dzieci cierpiących na ADHD, a codzienna praca na planie, od pięciu do sześciu godzin, była rodzajem terapii. Operator kamery Wojciech Staroń przyznaje, że choć niektóre sceny były kręcone tylko raz, miało to pozytywny wpływ na efekt końcowy. Na nim właśnie spoczywała odpowiedzialność za powodzenie zdjęć. Musiał wykazać się swoimi umiejętnościami w trakcie pracy, zaś spontaniczne zachowanie Sebastiana dodawało wiarygodności.
Inspiracją do filmu było prawdziwe wydarzenie, jakie rozegrało się na ulicach Buenos Aires. Diego Lerman wspomina, że pewnego dnia, wychodząc z pracy, zastał przed swoim domem wozy policyjne i karetkę. Mężczyzna, w przebraniu starca, strzelił do swojej żony i dzieci, kiedy ta odprowadzała je do szkoły. „To nie był jeden strzał, lecz kilka. Opróżniono cały magazynek” – podkreślił reżyser. Wstrząśnięty wydarzaniem, Lerman zainteresował się sytuacją ofiar przemocy rodzinnej, zjeździł schroniska, rozmawiał z poszkodowanymi, zasięgnął konsultacji u specjalistów w tej dziedzinie. Po przeprowadzeniu dziennikarskiego niemalże dochodzenia, zasiadł do pisania scenariusza.
Film Lermana traktuje problem przemocy z rozwagą. Na próżno szukać w nim brutalnych scen, które miałyby wstrząsać widzem. Nawet postać ojca pozostaje niewidoczna. Wiemy o nim tylko tyle, ile powinniśmy wiedzieć. Oko widza ma być zwrócone w stronę chłopca, jego matki i łączącej ich więzi. Choć przemierzają wspólnie tę samą drogę, w końcu stają na rozdrożu i każde z nich skręca w swoją stronę. Spotykają się na mecie, świadomi tego, czego nie próbowali lub nie chcieli dostrzec, pogodzeni z nową sytuacją i wreszcie wolni.
Robert Aronowski
[tabs tab1=”Fragment”]
[tab id=1]
[/tabs]
[…] polecamy bardzo dobry zwiastun filmu, a zainteresowanych zachęcamy do lektury naszej recenzji oraz do […]