W alternatywnej rzeczywistości, wizualnie zdominowanej przez odcienie różu i lilii, poznajemy kilku różnych bohaterów. Ich życia nie zawsze są ze sobą powiązane, lecz łączy ich pewne zdeformowanie ciała. Zmagają się ze swoją brzydotą, szukają sposobu na odnalezienie miłości i szczęścia, lecz przede wszystkim – próbują zrozumieć siebie samych.
W erze wyidealizowanych profili na Facebooku i zakłamanych zdjęć na Instagramie, wewnętrzne piękno zdaje się „przeżywać” trudne chwile w nowoczesnym świecie. Brzydota stała się praktycznie nieakceptowalna. Ten nowożytny fenomen przykuł uwagę hiszpańskiego reżysera oraz aktora Eduardo Casanovy. Z jednej strony wizualny przepych „Ciał” pasuje do wyegzaltowanego świata, który reżyser krytykuje – pastelowe wnętrza, skąpane w różu oraz fiolecie, idealnie oddają ducha instagramowych filtrów. Z drugiej strony pojawia się fascynacja turpizmem i tandetą – różowe misiaki grane przez karły rządzą telewizją, której odbiorcą są ludzie o zniekształconych ciałach, otyli, poparzeni i ogólnie mówiąc – brzydcy.
Casanova intencjonalnie buduje taki kontrast. Jego wizualnie ujmujący świat jest bowiem pełen cierpiących ludzi – ofiar tego okrutnego świata stojącego na fundamentach pięknego biustu, smukłych sylwetek i czarujących oczu. Reżyser sięga po bardzo ekstremalne metody. Szczególnie wtedy, gdy chełpliwie prezentuje kolejną chorobę ciała lub jakiekolwiek zniekształcenie. Kobieta z odbytem zamiast ust jest wyśmiewana, zagoniona do własnych czterech ścian, których boi się opuścić. Chłopak marzący o byciu syreną jest zastraszany przez matkę. Niewidoma dziewczyna od młodości zajmuje się prostytucją. Każde z nich dźwiga krzyż, który rzuciło im na barki okrutne społeczeństwo lub najbliższe otoczenie.
Wszystkich tych ludzi łączy jednak nie tylko pragnienie zmiany, miłości i akceptacji. Casanovy nie interesuje wydmuszka o brzydkich ludziach, którzy cierpią z powodu wyglądu zewnętrznego. Reżyser zmyślnie kreśli swoje postaci tak, by każda z nich symbolizowała inny aspekt tego obszernego problemu. Aby odnaleźć swoje szczęście, bohaterowie „Ciał” muszą odważyć się spojrzeć prawdzie w oczy. Muszą zrozumieć źródło swoich kompleksów, pogodzić się z traumami. I zgodnie z tym, co podkreśla Casanova, dla większości z nich wygląd to tylko pretekst do ucieczki przed prawdziwymi dylematami. Bowiem pod swoimi zewnętrznymi wadami skrywają niepewność, strach i frustrację.
W „Ciałach” przykuwa uwagę także dbałość o detale i bogata symbolika. Reżyserowi nie brakuje bowiem polotu Jodorowsky’ego czy Lyncha. Czuje się szczyptę „Człowieka słonia”, „Eraserhead”, czy twórczości Álexa de la Iglesii (który jest również producentem filmu Casanovy) – ich szaleństwa, niejednoznaczności i wyolbrzymiania pewnych zjawisk. Wnętrza zachwycają kreatywnością, świetnym akcentem są również nieco oldschoolowe stroje bohaterów. Kolory zmieniają się wraz z nastrojem bohaterów – chłodne fiolety pojawiają się wszędzie tam, gdzie morowa atmosfera. Wszystko tworzy przedziwną, pastelową bajkę, w której nawet worki do śmieci przyjmują osobny kolor, by podkreślić jak dalece ten wyimaginowany świat jest pochłonięty swoją własną symboliką. W całość wpisuje się także zgrabnie ścieżka dźwiękowa, nadająca całości nieomalże melodramatyczny nastrój.
Ta awangardowa rzeczywistość, słodko-kiczowata dla oka i gorzka dla serca, to z pewnością jedna z bardziej dopracowanych i urzekających wizji, jakie wytworzyło kino autorskie ostatnich lat. Bez wątpienia, ciężko będzie Eduardo Casanovie nie popaść w samozachwyt i w kolejnych filmach uciec od „Ciał”. A jeśli będzie chciał orbitować wokół takiej estetyki, mam nadzieję, że „fioletowa brzydota” będzie dla niego tematem tak obszernym jak trauma związana z matką dla Xaviera Dolana.
Ocena: 8/10
Kajetan Wyrzykowski (autor bloga culturalhater.com)