Kto oczekiwał, że po rozgrywającym się niespiesznie, przy dźwiękach muzyki z winylowych płyt i szumie morza „Aquariusie” Kleber Mendonça Filho przywiezie do Cannes film utrzymany w podobnym tonie, mógł doznać szoku. W napisanym i wyreżyserowanym w duecie z Julianem Dornellesem filmie „Bacuaru” panuje gęsta atmosfera, leje się krew, a dźwięki wystrzałów powodują dudnienie w uszach.
W popularnych w latach 50. i 60. westernach, którymi inspirują się twórcy filmu, czerwony człowiek pojawiał się głównie na trzecim planie, często pozbawiony głosu i postrzegany jako wróg. W „Bacarau” role się odwracają. Jak powiedział sam Dornelles „tutaj Indianie są papugami o niebieskimi oczach, którzy mówią i dają się poznać”. Biały człowiek występuje jako agresor.
Wydarzenia przedstawione w filmie mają miejsce w niedalekiej przyszłości. Rozgrywają się w niewielkiej osadzie na północy Brazylii, której spokój zostaje zmącony przez grupę amerykańskich „turystów” urządzających sobie polowania na tubylców. W obliczu zagrożenia porzuceni przez skorumpowany rząd mieszkańcy jednoczą siły przeciwko nieprzyjacielowi.
Chociaż pomysł na „Bacuaru” zrodził się dziesięć lat temu, a zdjęcia zakończyły się przed rokiem, czyli przed objęciem przez Jaira Bolsonaro stanowiska prezydenta Brazylii, może być postrzegany jako manifest wymierzony w jego osobę. Obaj twórcy przyznają, że fikcyjne miasteczko w wielu aspektach przypomina obecną Brazylię, a jego mieszkańcy są w podobnej kondycji co ich rodacy, targani sprzecznymi uczuciami. W odróżnieniu od 2016 roku, gdy ekipa reprezentująca „Aquariusa” wyszła na czerwony dywan, trzymając w dłoniach kartki z hasłami mającymi zwrócić uwagę świata na niepokojące zmiany, tym razem wyrazem sprzeciwu dla głowy państwa ma być sam film. Prezydent jest krytykowany za swoje skrajnie prawicowe poglądy i publiczne wypowiedzi uderzające w mniejszości, w tym w rdzenną ludność.