Chociaż większość aktorek preferuje główne role, Zharick León cieszy się tak samo z postaci drugorzędnej. Przyznaje, że gdy przyjęła propozycję wcielenia się w postać Catariny Salavarrieta w telenoweli „La Pola”, była niezadowolona. Z czasem jednak poznała lepiej tę postać i zagrała ją przyjemnością. „Już od dawna nie grałam roli drugoplanowej. To była ciekawa zmiana. Obawiałam się, że mi się to nie spodoba, gdyż przyzwyczaiłam się do bycia rozpieszczoną księżniczką, a tymczasem było inaczej. Niespodzianka okazała się tym bardziej korzystna, że znalazłam więcej czasu dla siebie, mogłam popracować bardziej nad każdą sceną i przygotować się lepiej do postaci, a przy tym spędzić czas z rodziną”, wyjaśnia León.
Znacznie dojrzała, rozpoznawana i ceniona w ojczystej Kolumbii i poza nią, Zharick León oświadcza, że nie pomyliła się wybierając karierę artystyczną. W wywiadzie opowiada o swojej nowej telenoweli i doświadczeniach zawodowych.
– Gdy przyjechałaś do Bogoty i rozpoczęłaś studiowanie komunikacji społecznej, jaki miałaś wtedy cel?
– Jedynym pragnieniem było zdobycie zawodu. Byłam przekonana, że dzięki temu zyskam szacunek i udowodnię, że jestem czegoś warta. Na szczęście to pragnienie szybko minęło. Nie ukończyłam studiów, bo odkryłam aktorstwo za sprawą sztuki teatralnej „Valentino y sus mujeres”, napisanej i wyreżyserowanej przez Rafaela Cardozo, fascynującego dramaturga. Tak odkryłam moją pasję do grania. Gdyby aktor w Kolumbii mógł wyżyć tylko z grania w teatrze, to na pewno poświęciłabym się tylko temu.
– Czy po piętnastu latach na szklanym ekranie, coś się w tobie zmieniło?
– Zagrałam wiele interesujących ról, pracowałam z ludźmi, od których sporo się nauczyłam. Dzisiaj czuję się dojrzalsza i wiem, że podjęłam właściwą decyzję. Cieszę się z tego, co robię. Jedyne na co mogę się poskarżyć to, że czasami próbują wejść do twojego życia głębiej i dowiedzieć się więcej, niż powinni, przez co czuje się niewygodnie. Uważam, że najgorsze jest opowiadanie o sobie samym. Bardzo denerwują mnie wywiady i czasami mówię dużo głupstw.
– Zagrałaś Catarinę w „La Pola”. Jak podobało ci się wejście do świata z początku XIX wieku?
– Nigdy nie grałam postaci tak starodawnej. Na początku zrobiłam rozeznanie, choć spodziewałam się, że znajdę więcej informacji na temat mojej postaci, a tymczasem tak się nie stało. Oczywiście jestem tylko przedłużeniem postaci małej Cateriny, w jaką wcieliła się Laura Torres. W mojej pracy musiałam przedstawić dojrzałą wersję tego, co stworzyła ona, co uważam za ciekawe wyzwanie.
– Chciałabyś żyć w tamtych czasach?
– Podziwiam czyny naszych bohaterów narodowych, dzięki którym możemy być bardziej wolni, ale nie chciałabym żyć w tej epoce przez wzgląd na higienę osobistą. To niewyobrażalne, że nie istniały mydła, pasty do zębów i wszystko z tym związane. Tak więc definitywnie nie.
– Co musi mieć w sobie projekt, aby Zharick zgodziła się pod nim podpisać?
– Musi oznaczać dla mnie wyzwanie. Po głównej roli w „Doña Bella”, zamierzałam przystopować, nie chciałam nawet słyszeć o telenowelach. „La Pola” zmieniła moje nastawienie. To telenowela epokowa, która mówi o naszej historii, sprawia że zaczynasz się nią interesować i wzbudza nową miłość do tego, co przeżyli nasi przodkowie. Świadomość, że reżyserem ma być Sergio Cabrera i wyobrażenie o garderobie, uczesaniach, zmotywowały mnie do stawienia się na castingu.
– Na tym etapie twojej kariery, preferujesz role pierwszo czy drugoplanowe?
– Protagonistka, taka jak Pola, przyprawia o zazdrość każdą aktorkę. To rozkoszne móc wcielać się w jedną z naszych bohaterek, ale niesie także za sobą ogromną odpowiedzialność. Ciężar i presja są ogromne. Cieszę się tak samo mogąc grać oba typy postaci. Dzięki Catarinie mogłam poczuć się znacznie bardziej wyluzowana i lekka, choć niepozbawiona odpowiedzialności.
Opracowano na podstawie materiałów RCN