Debiutował w 2010 roku filmem „Riscado”. Jego krótkometrażowy film „Ivan’s distraction” znalazł się w sekcji La Semaine de la critique festiwalu w Cannes. W 2012 roku wyreżyserował film dokumentalny „Oncoto”. Pracował nad serialem „#callmebruna” emitowanym przez latynoamerykański FOX. Teraz Gustavo Rizzi prezentuje światu swoje drugie dzieło zatytułowane „Loveling” (oryg. Benzinho) – od 24 sierpnia na ekranach polskich kin.
Napisałeś scenariusz do „Loveling” wspólnie z Karine Teles, odtwórczynią głównej roli w filmie i twoją byłą żoną. To wasz drugi wspólny projekt. Jak zaczęła się ta współpraca?
Poznaliśmy się, kiedy tworzyłem film dokumentalny „Pretérito Perfeito”. Karine bardzo mi przy nim pomogła. Później zaczęliśmy zastanawiać się nad stworzeniem filmu o utalentowanej aktorce, która marzy o tym, by zademonstrować swoje umiejętności. Tak powstał „Riscado”, w którym Karine zagrała główną rolę. Kiedy się pobraliśmy, spotkały nas te same problemy, co bohaterkę filmu. Ja próbowałem rozwinąć skrzydła jako scenarzysta i reżyser, a Karine jako aktorka. Imaliśmy się dorywczych prac. Po wielu rozczarowaniach zaczęliśmy zastanawiać się, jaki jest klucz do sukcesu. „Riscado” otworzył nam wiele dróg. Bez niego nie powstałoby „Loveling”.
Scenariusz do filmu napisaliście osobno. Czy taki jest wasz styl pracy?
Kiedy decydujemy się na współpracę, dajemy z siebie tyle samo. Jesteśmy blisko, prowadzimy wiele rozmów, badamy grunt i zastanawiamy się nad odwołaniami. Kiedy jedno z nas coś napisze, wręcza to drugiej osobie do przeczytania. Opracowujemy wiele wersji, zanim stworzymy pierwszy szkic. Nie ustalamy zbyt wielu zasad, po prostu wzajemnie się wspieramy i pomagamy w rozwijaniu pomysłów. Ale nie, nie piszemy razem, siedząc jedno obok drugiego. Tak jest nam łatwiej.
Twój pierwszy film był odzwierciedleniem twoich doświadczeń. Czy tak samo jest w przepadku „Loveling”?
Jest w nim wiele z nas obojga. Ja opuściłem dom w wieku 16 lat, Karine w wieku 17. Film kręciliśmy w Petrópolis, gdzie oboje przyszliśmy na świat. Ja, tak jak Fernando, grałem w piłkę ręczną. Jednak film ma raczej charakter osobisty niż autobiograficzny. Kiedy wyprowadziłem się z domu, patrzyłem przed siebie. Nie przejmowałem się tym, że moi rodzice czy rodzeństwo zostali w tyle. Dopiero kiedy sam zostałem ojcem, zacząłem rozmyślać o przeszłości. Razem z Karine zastanawialiśmy się, jak w tamtych czasach musieli czuć się nasi rodzice. Zapewne przekonamy się o tym na własnej skórze, gdy pewnego dnia nasze dzieci zapragną opuścić gniazdo. W „Loveling” jest wiele elementów dotyczących rodziny, ale to przede wszystkim film o uczuciach, których jeszcze nie znamy.
Kiedy Irene dowiaduje się, że jej syn może nie dopełnić wszystkich formalności niezbędnych do wyjazdu do Niemiec, uśmiecha się. Dlaczego?
Kiedy Karine powiedziała swojej matce o wyprowadzce, ona zareagowała podobny sposób. „Jestem chora. Nie możesz odejść!” – usłyszała. Każdy reaguje na taką sytuację w inny sposób. Rodzice także mogą zachować się egoistycznie. Właśnie dlatego uważam, że film trafi do każdego widza. Jedni rozpoznają siebie w osobie syna, drudzy w matce. Karine i ja zawsze byliśmy bardzo niezależni. Kiedy zostaliśmy rodzicami bliźniaków, nasi rodzice przyjechali do Rio, żeby trochę nas odciążyć. Wtedy zrodził się pomysł na film. Powiedziałem rodzicom: „Wyobrażam sobie, jak było wam ciężko, kiedy wyprowadziłem się z domu”. Nie odezwali się ani słowem, lecz z ich oczu wyczytałem wszystko, co chciałem wiedzieć. Od tamtej chwili wiedziałem, że ten film musi powstać.
W filmie przedstawiasz rodzinę w bardzo pozytywnym świetle. Ledwo łączą koniec z końcem, ich syn się wyprowadza, dom rozpada się na ich oczach, ale mimo to są szczęśliwi.
W życiu często wiele rzeczy dzieje się jednocześnie i trzeba znaleźć sposób, by im wszystkim zaradzić. Przez „Loveling” chciałem pokazać coś więcej niż tylko cierpienie. Nadzieję. Ta fikcyjna rodzina nie jest bogata, ale także nie mieszka w fawelach. Walczą o lepsze życie. Kobiety są silnymi osobowościami. W Brazylii to kobiety są głowami rodziny. Wielu mężczyzn opuszcza je albo, jak Klaus, ciągle uskarża się na pracę od świtu do zmierzchu i marzy o rozkręceniu własnego interesu, na którym zbije fortunę. Kobiety są bardziej pragmatyczne. Mawiają: „Dobrze, nie rezygnuj z marzeń, ale pamiętaj, że teraz wiszą nad nami niezapłacone rachunki”. Takie właśnie są Irene i jej siostra Sonia. Trzymają się razem. Muszą przezwyciężyć wiele trudności, często niełatwych i niesprawiedliwych, ale nie zapominają, że w życiu nie brakuje chwil radości, sukcesu, szczęścia.
Czy film jest też portretem współczesnej Brazylii? W jednej scenie, kiedy nie wszystko idzie zgodnie z planem, ojciec Fernanda mówi: „To Brazylia właśnie”.
Film mówi o Irene i o tym, jak mierzy się z odejściem najstarszego syna, ale przede wszystkim o czasach, w których żyjemy. Kryzys finansowy zawsze dotyka najmocniej tych, którzy mają najmniej pieniędzy. Małe przedsiębiorstwa, jak firma Klausa, stają na skraju bankructwa. Zamiast szukać nowych pracowników, fabryki sięgają po produkty importowane z Chin. Ludzie wystawiają na sprzedaż swój dobytek, ale nikt nie jest nim zainteresowany. Po latach wzrostu gospodarczego, zgromadziły się nad nami czarne chmury. Nasz rząd, czego przykładem są ostatnio zatwierdzone ustawy, nie dba o prawa ludzi pracy, ani osób cierpiących biedę. Wiele osób, tak jak Irene, nie ma stałej pracy, i z każdym dniem coraz trudniej jest im ją znaleźć. Dlatego marzą. Kiedy Klaus wspomina o Brazylii, mówi o biurokracji. Gdy domagasz się czegokolwiek od państwa czy wielkich korporacji, one będą rzucały ci kłody pod nogi, żebyś tego nie otrzymał. W filmie biurokracja jest na rękę Irene, powala jej spędzić więcej czasu z synem. Jednak dla Fernanda to prawdziwa tragedia.
Kamera jest w ciągłym ruchu. Dlaczego postanowiłeś nakręcić film w ten sposób?
W rodzinie takiej jak ta nic nie stoi w miejscu. Zawsze jest pełno hałasu i ruchu. Punktem wyjścia dla historii jest osoba Irene. Nie spuszczamy jej z oka, więc szybko pojmujemy, z jakimi problemami przychodzi jej się mierzyć. Jednak rodzina nie składa się tylko z niej. Chcieliśmy stworzyć napięcie między tym, co dzieje się w jej wnętrzu i tym, co dzieje się w jej życiu. Stopniowo zanurzać się coraz głębiej, aby zrozumieć co się dzieje, nie gubiąc przy tym punktu widzenia Irene.
Interesujące jest również to, w jaki sposób operujesz dźwiękiem. Scena obwieszczenia dobrych wieści zostaje przerwana przez wprowadzający chaos odgłos cieknącego kranu.
Kiedy Fernando ogłasza, że wyjeżdża do Niemiec, jest zarazem szczęśliwy i wstrząśnięty. Irene nie jest w pełni świadoma tego, co się dzieje. Nie rozumie, że jej syna spotkało go coś dobrego. Bagatelizuje to, ile ten wyjazd dla niego znaczy. Toczą się rozmowy, dzieci podnoszą głos. To pierwsza chwila w filmie, w której próbujemy odczytać jej myśli. Irene przytula Fernanda i składa mu gratulacje, ponieważ go kocha i życzy mu jak najlepiej. Wie, że to dla niego ważne, chociaż nie wie dlaczego. Wspomniany dźwięk tryskającej wody ma wzmóc poczucie dystansu. To manipulacja, która podkreśla nastrój panujący w filmie, oscylujący pomiędzy naturalnością a wystylizowaniem.
W filmie poznajemy przeszłość Irene. Dlaczego postanowiliście o niej opowiedzieć?
Rozbudowuje postać. Kiedy pojmujesz, że nie miała łatwego życia, i że została pozbawiona szansy na normalne wykształcenie, możesz zrozumieć, dlaczego czasami postrzega świat zupełnie inaczej. „Loveling” jest dość prostym filmem – można przewidzieć, co stanie się dalej. Syn Irene się wyprowadza, to naturalne. Nie stanowi większego problemu. Jednak sposób, w jaki bohaterka stawia czoła tej sytuacji, to już osobna historia. Gdyby Irene była taka jak inni, rozpłakałaby się i pożegnała z synem. Ale ona jest nieprzewidywalna. Na szczęście, mając do dyspozycji tak znakomitą aktorkę jak Karine, możemy przyjąć jej punkt widzenia i poczuć to, co ona czuje.
W filmie występują także dzieci.
Praca z dziećmi nie należała do łatwych. Bliźniaki Francisco i Arthur to dzieci moje i Karine. Kiedy były na planie, mieliśmy mało czasu i trudno było przykuć ich uwagę na dłuższą chwilę. Trzeba było zastanowić się, jak ułatwić im zadanie i być blisko nich, kiedy wydarzy się coś ciekawego. Nigdy nie pozwoliłem im zajrzeć do scenariusza. W zamian opisywałem im sytuację i mówiłem, czego od nich oczekuję. Nie mogłem pozwolić sobie na zbyt wiele powtórek, bo ujęcia straciłyby na wiarygodności. Co ciekawe, kiedy stawiasz dzieci przed kamerą, one po prostu tam są. Czerpią radość z zaaranżowanych sytuacji, podczas gdy dorośli zbyt dużo nad nimi myślą. Scena rozgrywa się w sposób naturalny, nie musisz niczego wymuszać. Zwłaszcza, kiedy dzieje się tak wiele. Dzieci nie potrafią udawać, że wokół nich nikogo nie ma.
W zachowaniu Irene jest coś infantylnego. Przypomina mi to piosenkę Boba Dylana „Just Like A Woman”, zwłaszcza wers: „But she breaks just like a little girl” (tłum. Ale płacze jak mała dziewczynka).
Irene nie sięga po alkohol, tylko je słodycze. Tańczy do „Esfago” Kariny Buhr, bo tej piosenki słucha Fernando. Czuje w ten sposób więź z synem. Nie było łatwo znaleźć odpowiednią muzykę do tej sceny. Nie chcieliśmy, żeby ta chwila była jednoznacznie szczęśliwa, bo właściwie taka nie była. Irene urządza zabawę dla swoich dzieci w środku nocy! Nie jest szalona. Zwyczajnie nie wie, jak zareagować na to, co się dzieje. Walczy i cierpi. Film opowiada o zmianie. Nie w życiu Fernanda, lecz w życiu Irene. Pod koniec filmu to ona znajduje się gdzie indziej, niż na początku. Otwiera się przed nią zupełnie nowy świat.
Rozmawiała Maria Balaga
Tłumaczenie novela.pl
[tabs tab1=”Zwiastun”]
[tab id=1]
[/tabs]