Dwie tragedie zdominowały premierowy odcinek telenoweli „La Malquerida”. W tragicznym wypadku ginie właściciel hacjendy, zostawiając żonę i jedyną córkę z niespłaconym długiem. Szybko wyjaśnia się, że mężczyzna padł ofiarą intrygi zastawionej przez zarządcę sąsiedniego ranczo, którego propozycja odkupienia posiadłości została kategorycznie odrzucona. Śmierć głowy rodziny popycha bezradną wdowę do sprzedaży ziemi. Pomysłowi sprzeciwia się córka, dla której dobytek ojca i jego przodków jest bezcenny. Dziewczynka prosi o pomoc przyjaciela, robotnika, zatrudnionego na hacjendzie o pomoc. Ten wspaniałomyślnie się zgadza i próbuje namówić wdowę do odstąpienia od zamiaru sprzedaży.
W tym samym czasie schludnie odziany mężczyzna ze stolicy stanu zjawia się w domu biednej rodziny z zamiarem „wykupienia” nastoletniej dziewczyny i jej brata. Rodzeństwo opuszcza matkę i wyrusza razem z nieznajomym. Szybko okazuje się, że pomoc choremu na serce chłopcu była tylko pretekstem, aby zwabić dziewczynę do pracy w „fabryce przyjemności” – burdelu. Jeszcze pierwszej nocy po przybyciu nastolatka zostaje zgwałcona przez swojego alfonsa, a następnego dnia zmuszona do pracy prostytutki.
Nowa telenowela José Alberto Castro jest połączeniem powieści Noblisty Jacinta Benaventego pt. „Źle kochana” (tak, w bibliotekach można znaleźć tę książkę w polskim przekładzie) ze współczesnym problemem handlu ludźmi. Do opowiedzenia obu historii, równie obiecującym, dającym scenarzystom szerokie pole do popisu, posłużono się typowymi dla meksykańskich telenowel metodami. Przeciętne dialogi, wypowiadane w prosty w odbiorze sposób od początku rozdzielają grubą linią postacie pozytywne od negatywnych. Do tego dochodzą zbliżenia kamery na detale (niezręczny uścisk dłoni, dziura w spodniach), które nie zostają bez komentarza, aby widz ich nie przeoczył. Mocniejsze sceny (wypadek, gwałt) są zmontowane w taki sposób, jakby zostały ocenzurowane. Do tego zbyt banalnie została potraktowana realizacja sceny śmierci właściciela hacjendy, kluczowa dla całego odcinka, na którego posypały się kartonowe kamienie.
Aktorzy Televisy bez trudu odnaleźli się w swoich rolach. Victoria Ruffo z naturalną wdzięcznością wcieliła się w postać kochającej żony i matki. Nie stroniła także od łez w ujęciach następujących po śmierci męża. Gustujący w rolach antybohaterów Alberto Estrella należycie odegrał rolę szubrawca, gwałciciela i przestępcy – niewątpliwie najlepsza kreacja odcinka. Zarówno interpretacja aktorska Guillermo Garcíi Cantú, jak i Nory Salinas, fikcyjnego małżeństwa, jest mocno przerysowana, choć nie z ich winy, lecz scenariusza. Na tym tle – jak dotąd – blado wypada jedynie postać Christiana Meiera, który niespecjalnie wysila się przy okazywaniu emocji, przybierając zawsze tę samą minę.
mam nadzieję, że w przyszłym roku TV4 wykupi tą telenowelę, na pewno by się u nas przyjęła, jak zresztą wszystkie produkcje Castro. szkoda tylko, że to Ariadne Diaz gra Acacię, bo moim zdaniem jest nijaką aktorką, za to ogromną chemię wiedzę między Alejandrą(Africa Zavala) i Germanem(Osvaldo de Leon), cudnie razem wyglądają.
racja z tą jedną miną,ale ogólnie telenowela, całkiem w porządku i miło się ją ogląda ;)
Chciałam tą telenowele u nas, ale już po kilku odcinkach zmieniłam zdanie. telenowela jest nieudana. Przede wszystkim scenariusz jest okropny, a Meier kompletnie bezbarwny :/ Już w Cosita Linda widać było to zmęczenie grą, tak jakby mu się nie chciała, w LM jest nawet gorzej :/
Victoria Ruffo jak zwykle fenomenalnie się prezentuje-no ale w końcu to kobieta z klasą i te kilka kg mniej wyrażnie ją odmładza.
Meier to podobno dobry aktor a jak na razi wypada gorzej niż Africa Zavala czy Brandon Peniche! Jest beznadziejny… aktor jednej miny!
ja czekam na tą telenowele kiedy u nas będzie
Ja też czekam na tą telcie u nas:-)Christian Meier jeszcze zdąży okazywać emocje może i często ma taką samą minę ale jest dobrym aktorem:-)
czekam na tą telenowele , wydaje się fajna :-)