Każdego wieczoru tabuny ludzi gromadzą się przed Kursaalem, ustawiają w niekończące się, sięgające bulwaru kolejki, ściskając w dłoniach nabyte z dużym wyprzedzeniem bilety. Większość zmierza do pierwszego audytorium wyposażonego w niespełna dwa tysiące foteli, aby uczestniczyć w pokazach galowych filmów z oficjalnej sekcji konkursowej. Ale część z nich odbije wcześniej w stronę drzwi wiodących do drugiej, znacznie mniejszej sali. W niej najczęściej odbywają się projekcje filmów z sekcji Latynoskie Horyzonty (Horizontes Latinos) oraz Nowych Reżyserów (Nuev@s Directores). Chociaż jest ich o jedną trzecią mniej, potrafią narobić takiego samego rwetesu jak publiczność zgromadzona w sali obok. Bywają bardzo krytyczni, ale jeśli któryś z filmów przypadnie im do gustu, nagrodzą go tak głośnymi brawami, że obecni pośród nich twórcy zapamiętają je na długo.
Głośne uderzanie rąk, tupanie o drewnianą podłogę czy wiwaty – o nich z pewnością nieprędko zapomni Laura Mora Ortega. Młodziutka Kolumbijka otrzymała je po projekcji debiutanckiego dzieła zatytułowanego „Zabić Jesúsa” (oryg. Matar a Jesús), którym podzieliła się z publicznością festiwalu w San Sebastian. Przedstawia w niej rozgrywającą się współcześnie historię 22-letniej Pauli mieszkającej w Medellin. W pierwszych scenach na oczach dziewczyny gnie jej ojciec z ręki płatnego zabójcy. Kilka miesięcy po tym traumatycznym przeżyciu Paula poznaje na dyskotece chłopaka o imieniu Jesús, w którym rozpoznaje zabójcę swojego ojca. Targana wątpliwościami natury moralnej, niepewna kolejnego kroku, podtrzymuje kontakt z chłopakiem, co skutkuje zawiązaniem się między nimi więzi. Uświadamia sobie, jak trudno jest odebrać życie drugiej osobie, zwłaszcza odnajdujesz w niej odbicie siebie samego – kolejną ofiarą.
Druga fala oklasków rozległa się w trakcie rozmowy z publicznością, gdy Laura wyznała, że inspiracją do stworzenia filmu były jej własne przeżycia. W październiku 2002 roku w Medellin doszło do przejęcia miasta przez siły paramilitarne. Operacja Orión pociągnęła za sobą dziesiątki zaginionych i zabitych cywili, pochowanych w zbiorowych mogiłach, oraz setki rannych. Ofiarą tych zamieszek padł ojciec Laury. Sprawa jego śmierci do dziś pozostaje otwarta, zaś okoliczności jego śmierci niewyjaśnione. Reżyserka i scenarzystka wpisała w postać ojca Pauli cechy swojego ojca i dodała mu to, czego nie udało mu się zrobić za życia. „Mój ojciec zawsze mawiał, że chciałby służyć ludziom i poświęcić się nauczaniu. W filmie spełniłam to marzenie. Stworzyłam postać wykładowcy, mieszkającego w Prado Centro, dzielnicy, w której mój ojciec zawsze chciał zamieszkać” – wyjaśnia.
Sen czy koszmar
Po śmierci ojca Laura miała dość życia w Medellin. Czuła się przytłoczona ogromem miasta, nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca, ani przestrzeni dla wyobraźni. „Czułam, że wraz z jego śmiercią umarła moja zdolność ubierania w słowa tego, co czuję. Nie znosiłam dłużej przebywania w Medellin i przeprowadziłam się do Melbourne w Australii” – wyjaśnia reżyserka. Tam rozpoczęła studia filmowe na uniwersytecie RMIT, a żeby opłacić czesne dorabiała jako kelnerka. Wtedy to, jednej nocy, przyśnił jej się sen. „Siedziałam w nim na tarasie widokowym i spoglądałam na to mordercze miasto. Niespodziewanie przysiadł się do mnie chłopak. Był w moim wieku. Zaczęliśmy rozmawiać. W pewnym momencie wyznał mi – mam na imię Jesús i zabiłem twojego ojca” – wspomina.
„Po tym śnie po raz pierwszy od dwóch lat, czyli od śmierci ojca, zaczęłam pisać. Zapełniłam ciągiem 50 stron, które złożyły się na opis Jesúsa. Były to osobiste przemyślenia. Nie zamierzałam budować na nich filmu. Niektóre z nich zatytułowałam Rozmowy z Jesúsem” – dopowiada Laura. Chociaż znajomi namawiali ją, żeby posłużyła się sprawą śmierci ojca i upubliczniła ją, ona wolała zachować ją dla siebie. Wróciła jej pasja do pisania i stworzyła pierwsze krótkie metraże. Dopiero po pięciu latach od powrotu do Kolumbii zdecydowała się zbudować scenariusz w oparciu o własne przeżycia i przemyślenia, inspirowane wydarzeniami oraz snem. W 2013 roku rozpoczęła podróż ze skryptem i zbieranie funduszy na powstanie filmu. Pierwszym krokiem na drodze było zwycięstwo w programie wspierania scenariuszy kolumbijskiego Funduszu Rozwoju Filmowego FDC. Później zaczęły się podróże na zagraniczne festiwale m.in. do Huelvy czy Berlina i udział w konkursach na dofinansowanie.
Robert Aronowski