Czy oglądanie filmu może sprawić ból? Owszem, tak. Fernando Franco wciąga widza do zaburzonego świata młodej kobiety i stopniowo przedziera się przez pancerz jego obojętności. Debiut reżyserski Sewillanina, odnoszącego sukcesy dotąd jako montażysta i autor kilku krótkometrażówek, przemówił do publiczności w San Sebastian, demonstrując przed nią obraz bohaterki zmagającej się nieświadomie z problemem zaburzonej osobowości, zagranej bezbłędnie przez aktorkę Marian Álvarez.
Ana, główna bohaterka, od czterech lat dowozi pacjentów w karetce do szpitala i czerpie z tego satysfakcję. Nie przeszkadzają jej poranna zmiana, ani rutyna. Jej problemy zaczynają się dopiero, gdy zdejmuje uniform i wraca do zimnego domu. Zamyka się w swoim pokoju, często ignorując troskę matki, i zostaje sama ze sobą. Zdarza się, że z kimś porozmawia, chociaż tylko przez Internet, że pójdzie na imprezę, po której jej ego jeszcze bardziej podupadnie, a kiedy w końcu ktoś okaże jej odrobinę zainteresowania, obrzuci go obelgami.
Film „Tylko ja” jest portretem osoby chorej, której kamera przygląda się z bliska, aby poprzez jej zachowanie, czyli to, co widać na zewnątrz, wgryźć się w emocjonalną batalię, jaką toczy wewnątrz siebie. Z manierą typową dla filmów dokumentalnych Franco rejestruje urywek życia Any. Komponuje tło i wydarzenia w konkretnym celu: chce zobaczyć jej reakcję. Ma przewagę w postaci świadomości możliwego efektu, lecz potrzebuje go zobrazować w sposób kompletny i zrozumiały zarówno dla siebie, jak i dla widza. Posługuje się w tym solidnym zapleczem, złożonym z badań i odbytych konwersacji z cierpiącymi na zaburzenie typu borderline, które pomogło mu nakreślić panoramę życia ludzi takich jak Ana. Ludzi podobnych do nas, szukających radości, poczucia przynależności i potrzeby spełnienia. Obraz Franco czyni widzialnym to, co niedostrzeżone. Jest zimny, zadaje ból, powoduje marszczenie brwi, uświadamia i może być odbierany jako przestroga. Jest potrzebny.
Marian Álvarez o swojej roli: “Byłam w tym projekcie od samego początku. Choć pierwszą wersję scenariusza przeczytałam pięć lat przed premierą, wierzyłam, że w końcu dojdzie do skutku. Zasługiwał na to scenariusz i Fernando. Kiedy zaczęliśmy próby, musiałam pozbyć się strachu, nie oceniać mojej bohaterki. Ona cierpi na chorobę, ale o tym nie wie. Musiałam poznać jej syndromy i skutki, a następnie o nich zapomnieć. (…) Często się blokowałam. Mówiłam Fernando, że bohaterka zadaje mi ogromny ból, ściska za brzuch i nie puszcza. Jedynym wyjściem było nie zatrzymywać się i pędzić dalej. To byo była emocjonalnie ważna podróż, na którą porwałabym się raz jeszcze, nawet z zamkniętymi oczami. Kiedy zakończyliśmy zdjęcia, zaczęłam za nią tęsknić. Ale musiałam się od niej uwolnić. Bywam że powraca do mnie jakieś wspomnienie, odbicie”. (Fotogramas)
Robert Aronowski