Arturo Pérez-Reverte otwiera przed czytelnikami niebanalny, podziemny, świat ludzi, którzy chociaż w świetle prawa są przestępcami i wandalami, w rezultacie okazują się zwartą armią, z zasadami, unikającą rozgłosu, kwestionującą skomercjalizowane środowisko artystyczne, szukającą własnej przestrzeni do zaspokojenia potrzeby adrenaliny. Jego przestrzenią są strony powieści „Cierpliwy snajper” (wydanej przez wydawnictwo Znak), a pomocnikami dwie fikcyjne postaci: zagadkowy Sniper, wyjęty spod prawa grafficiarz z Barcelony, uważany za boga malarzy ulicznych, których wyzywa do udział w niebezpiecznych akcjach ulicznch, oraz Lex, skautka, specjalizująca się w sztuce, zatrudniona przez wydawcę zainteresowanego wydaniem albumu z twórczością snajpera do przekazania mu atrakcyjnej oferty.
Były dziennikarz i reporter, doświadczony w relacjonowaniu wydarzeń z niebezpiecznych regionów świata, z tą samą gorliwością, z jaką walczyłby o zdobycie jak najlepszych materiałów do swojego reportażu, przygotował się do pisania „Cierpliwego snajpera”. Zanurzenie się w przestrzeni grafficiarzy było dla niego warunkiem koniecznym i – choć mogłoby się wydawać inaczej – nie zadało mu zbyt wiele trudu. W wywiadzie dla francuskiego radia RFI, Pérez-Reverte przyznał, że zdolność zjednywania sobie ludzi oraz przenikania przez nieprzyjazne tereny jest nabytą umiejętnością reporterską, której się nie zapomina. „Jeśli udało mi się przekonać Serba, który strzela z karabinu do Bośniaków, żeby zgodził się ze mną współpracować, przekonanie grafficiarzy, żeby pozwolili mi towarzyszyć im podczas nocnych eskapad nie było wielkim wyczynem” – wyjaśnił.
Grafficiarze przyjęli pisarza bez sprzeciwów i pozwolili mu przypatrywać się ich działaniom. Wiedzieli, że nie zamierza ich krytykować za to robią, ani także bić brawo, lecz chce przyjrzeć się od wewnątrz temu, co robią, by jego własne opisy wyglądały wiarygodnie. Szybko okazało się, że wycieczki po ciemnych uliczkach miasta, oświetlonych jedynie bladym światłem z latarni, są czymś więcej niż zabawą doprawioną ryzykiem. „Czułem się jak na wojnie. Dla niepoznaki chodziłem ubrany na czarno, a moi towarzysze zamiast karabinów i pistoletów, nosili puszki z farbą. Także ich sposób działania ma wiele wspólnego z wojskiem. Posługują się mapami, układają plan, opracowują strategie, prześlizgują się po terenach naszpikowanych kamerami i stróżującymi policjantami z psami tropiącymi” – przypomniał autor i dodał: „To wszystko pomogło mi zrozumieć ich motywy oraz docenić heroiczną stronę ich pracy”.
Czy śmiałkowie, wyczekujący nadejścia nocy, żeby wyjść na miasto i zostawić swój ślad na ścianie, który za dnia będą obserwować zwykli przechodni mają prawo nazywać się pisarzami? Arturo Pérez-Reverte odpowiada, że tak i podkreśla, że nie ma w tym żadnej ironii. „Aspiracjami każdego grafficiarza jest bycie zauważonym, czytanym, czytanym wielokrotnie. Ten, kto maluje wagon metra czy pociągu zdobywa więcej czytelników, niż jest to w zasięgu powieściopisarza” – powiedział w wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika ABC.
Świat graffiti okazuje się dużo bardziej złożony, niż możnaby się spodziewać. Kieruje się swoimi zasadami, które autor „Cierpliwego snajpera” wykłada również swoim czytelnikom. „Grafficiarze nie są tylko wandalami, którzy bazgrzą po ścianach na złość innym. Większość z nich wywodzi się i działa w obrębie biednych dzielnic, zmarginalizowanych, złożonych z ludzi bez głosu. Dla nich zapisanie własnego imienia na ścianie jest szansą na zaistnienie. Oznacza: piszę, więc jestem. Co więcej, posługują się kodami podobnymi do tych, jakie używa mafia. Słowo «szacunek» regularnie pojawia się w ich słownictwie. Żeby na niego zasłużyć trzeba oznaczyć wiele miejsc. Im bardziej są one niebezpieczne, tym rosną szanse na respekt” – skomentował pisarz.
Największym błędem, jaki może popełnić grafficiarz to dać się sprzedać. Powracające debaty na temat tego, czy graffiti jest zwykłym chuligaństwem czy też zakrawa na sztukę, autor powieści reasumuje w jednym zdaniu: „Jeśli coś nie jest zgodne z prawem, to nie jest graffiti”. I nie jest to bynajmniej jego subiektywna opinia. „Cała powieść została napisana w oparciu o wyznania grafficiarzy” – wyznał i dodał: „Nie studiowałem graffiti, poznawałem je w trakcie przebywania z nimi. Wszystko, co zapisałem na kartach powieści zostało wyjęte im z ust. Niemniej jednak, zgadzam się z tym, że graffiti musi być nielegalne”.
Problem zalegalizowania graffiti zostaje poruszony i wyjaśniony już w pierwszych rozdziałach. Pomaga mu w tym postać Lex, poszukującej tytułowego snajpera. Dziewczyna, podobnie jak sam Pérez-Reverte, zbiera informacje, które mogą doprowadzić ją do wyznaczonego celu. Jak się okazuje, legalność jest tym, co odróżnia sztukę od graffiti. „Kiedy władze miasta postanawiają wydzielić obszar, na którym grafficiarze mogliby dać popis swoim fantazjom, graffiti przestaje być tym, czy jest. Staje się sztuką uliczną, oswojoną, zinstytucjonalizowaną” – zaznaczył pisarz. „Zaprzyjaźniłem się z kilkoma grafficiarzami, którzy za dania są artystami. Ich prace są opłacane, wystawiane w galeriach, a oni sami otrzymują zlecenia od władz miasta. Ale im także zdarzają się noce, w których nakrywają głowy kapturem i biegną malować wagony, bo nie mogą się przed tym powstrzymać. Tylko w ten sposób udaje im się zachować szacunek do samych siebie. W dniu, w którym przestaną to robić, nie będą już grafficiarzami, lecz artystami” – opowiedział, po czym przywołał przykład Lose, chłopaka, który został złapany przez policję i zmuszony do zapłaty 30 000 euro grzywny: „Zamalował 530 wagonów metra. Jego koledzy mówią o nim «świr». Inni grafficiarze także, ale darzą go szacunkiem. Jest królem. Nie ma grosza przy duszy, ale kiedy idzie do baru na piwo, ludzie otwierają przed nim drzwi. Był w Berlinie, w Moskwie, podróżował autostopem, sypiał na ulicach albo w przedsionkach z bankomatami. Ryzykował własnym życiem, żeby zaistnieć na wagonie metra. Czy to, co robił jest wandalizmem? Tak. Czy jest godne potępienia? Tak. Czy szpeci miasto? Tak. Ale tkwi w tym poezja, która mnie pociąga. W mojej powieści nie próbuję stawać w obronie grafficiarzy. Poruszam się” po ich świecie”.
“Cierpliwy snajper” w zamyśle pisarza jest głosem sprzeciwu dla „skorumpowanego, absolutnie nierzeczywistego i niewspółmiernego systemu świata sztuki”, który spoczywa w rękach pozbawionych skrupułów właścicieli galerii oraz podkupionych przez nich krytyków. „Nie jestem nastawiony wrogo do sztuki nowoczesnej, lecz do wielkich manipulantów, którzy wtrącają się do sztuki, do hultai, którzy robią interesy na czymś, co nazywają sztuką. Lecz w tej książce nie posługuję się własnymi argumentami. Daję głos tym, którzy mają coś do powiedzenia – grafficiarzom” – uzupełnił Pérez-Reverte. Czy zamierzony przez niego efekt zostaje osiągnięty, pozostaje już subiektywną oceną każdego z czytelników. Powieść z pewnością zaciekawi każdego, kto chciałby dowiedzieć się, co kryje się za wypalonymi na ścianie podpisami, zwanymi także tagami. Pierwszoosobowa narracja i obfite dialogi pozwalają zachować dynamikę lektury, którą bez trudu można pochłonąć niemal jednym tchem. Nie brakuje akapitów namawiających do refleksji nad sztuką współczesną oraz sytuacją społeczną Europejczyków. Nawet jeśli autorowi nie udaje się wstrząsnąć czytelnikiem, nie sprawia zawodu i pozostawia z uczuciem zadowolenia.
Robert Aronowski